Jeśli nie zamienisz swojego życia w opowieść, staniesz się tylko fragmentem cudzej historii

Mała Apokalipsa
Kronika Isengardu > Mała Apokalipsa

15 Ringarë

Tradycją już chyba jest w naszej krainie to, że po krótkim okresie pokoju i harmonii, coś się znów wydarza, co na mieszkańców nastroje negatywnie wpływa. Opowiedzieć wam tedy winna, jak w mym mniemaniu apokalipsa się dokonała.

A był to dzień zwyczajny jak chmura na niebie błękitnym, co nad głową moją tedy przelatywała. Ani zwierz, ani wiatr, ani nawet drzewo nie zapowiadało dziwot, jakie nadejść miały. Isengard oblany promieniami porannego słońca, u bram swych przywitał niezwykłego elfa – alchemika w całym Śródziemiu najlepszego. A zwał się on Turgon Cre i jak na mężczyznę dosyć starego zbyt mało zmarszczek widniało na jego twarzy, a głowa siwizną zajść jeszcze nie zdążyła. Wielce zdziwiło to magów z Orthanku i o sekret jego młodości jęli prosić. On jakby tyko na to czekając począł wyjmować pergaminy, czarnym tuszem zapisane. Magowie po długich brodach się pogładziwszy, zaraz do przyrządzania mikstur się zabrali. Ciecz ta zielona, co mieszanką wszystkich ziół się okazała, niezwykle słodka i mętna zarazem, do ust elfich magów jako pierwsza trafiła. Im minom zdziwionym zmarszczek ubyło i chcąc się podzielić radosną nowiną do Białego Miasta popędzili by wynalazkiem Turgona się z ludem podzielić. Wieść o miksturze, jak błyskawica Śródziemie obiegła. Każdy, chcąc młodym być do Minas Tirith popędził by odmładzającej mikstury skosztować. Panny młode, stare wdowy, za recepturę złotem płacić chciały, tak sobie ową miksturę upodobały. I w ciągu dni kilku całe Śródziemie młodym się stało. Alchemicy sakiewki napełniwszy do domów się rozjechali, pozostawiając miasto nieco uboższym, choć o stokroć szczęśliwszym. Ale wiedzieć wam trzeba, że każda mikstura dwojakie działanie posiada. Po tygodniu niecałym, gdy do Orthanku przyszło mi wracać, zauważyłam, iż talent mój magiczny, wyczerpywać się począł. Jakież zdziwienie me było, gdy różdżka w dłoni się trzęsąc, posłuszeństwa odmówiła. Nie tylko magowie, ale i woje i rzemieślnicy umiejętności swe potracili. Łucznik do celu nie mógł już trafić, kowal z podniesieniem młota swego problemy mieć zaczął, fleczerze łuki jakieś krzywe robili, a alchemikom mikstury poczęły wybuchać. Nawet lembasy w piekarniach coraz częściej przypalone sprzedawano. A i chowańce, bez opieki doczesnej odeszły, by na żałosne wysiłki swych panów nie patrzeć. Tak więc mieszkańcom prócz wieku, talentów ubyło. Każdy bezradny, ubogi w swym fachu do świątyń i kaplic się schodził, by do Valarów pomodlić, ofiarę z jedynego, co pozostało złota złożyć i o stracone talenty prosić. Kolejny to raz skutek miało odwrotny.. „Macie, co chcieliście! Młodości wam się zachciało!” krzyczeli bogowie. Jakby nieszczęść było mało, zesłali za karę na lud pazerny katastrof kolejnych. Ziemia się trząść zaczęła, gdy kopalnie stropy utraciwszy, zawaliły się, dostęp do siebie odcinając. Farmy plony przestały wydawać, a pszczoły do uli wracać już nie chciały. Po gorliwym żalu ludu biednego, Nienna jedyna do bogów za nas wstawiać się zaczęła. Gdy gorzko zapłakała, Bogowie w swym postanowieniu, dotąd nieustępliwi, ustąpić raczyli. I tak klątwę tą odwróciwszy, błogosławieństwo zesłali. Na farmy, kopalnie, pasieki, by te, bogactwa znów rodzić zaczęły. I tak od początku, każdy o własnej sile, utracony dobytek zaczął odzyskiwać, a dorobiwszy się trochę, na cześć Nienny wielki pomnik z kryształu wzniesiono.